Łukasz Dziedzic. Ad maiorem Poloniae gloriam

W latach 30. XX wieku zagadnienia morskie popularyzowała Liga Morska i Kolonialna, funkcjonująca pod różnymi nazwami od 1918 roku. Była to jedna z największych organizacji społecznych, zrzeszająca w 1939 roku ok. miliona członków.

Do jej zadań należało m.in. „pozyskanie terenów celem zapewnienia narodowi polskiemu nieskrępowanej ekspansji ludzkiej i gospodarczej oraz do koncentracji wychodźstwa polskiego na obczyźnie i podtrzymywania jego spójni z krajem ojczystym” (G. Orlicz-Dreszer, 1931). Kolonie zamorskie miały być cudownym remedium na ubóstwo odrodzonej Polski, która cierpiała na brak surowców, przeludnienie terenów wiejskich i bezrobocie. Na łamach organów prasowych Ligi nawoływano o odzyskanie polskiego ducha zdobywczości, określając kolonialną ekspansję lekiem na krzywdy dziejowe: „Tylko ekspansja pozwoli wyrównywać straty, niwelować kontrasty, zabliźniać rany” (S. Pawłowski, 1939). Doświadczenia historycznej podległości narodu ciemiężonego miały sankcjonować rewizję dotychczasowych mandatów kolonialnych, zwłaszcza tych poniemieckich. Propagandowa narracja przyjmowała ton gwałtowny, imperatywny, traktowany jako głos ogółu – terenów zamorskich żądano, domagano się, roszczono sobie prawa do eksploatacji obcych terytoriów rozumianego jako „konieczność życiową” i historyczną sprawiedliwość. Początkowo władze II RP idee kolonialne traktowały wyjątkowo pobłażliwie. Minister Józef Beck projekt zamorskiej ekspansji skwitował sarkastycznie: „Polskie kolonie zaczynają się za Rembertowem”. Absurdalne ambicje próbowano jednak zrealizować w Angoli, Liberii, Brazylii oraz na Madagaskarze. Nierealność polskiej polityki kolonialnej na arenie międzynarodowej obrazuje zwłaszcza próba z 1934 r. Nieoficjalna umowa gospodarcza, podpisana w Monrowii pomiędzy rządem Liberii a Ligą Morską i Kolonialną, zakładała współpracę handlową i dzierżawę terenów pod plantacje. Jej tajna klauzula zakładała natomiast współpracę wojskową i militarną – modernizacja liberyjskich sił zbrojnych za prawo zwerbowania stu tysięcznej armii pomocniczej. Tego samego roku statkiem „Poznań” do Liberii wyruszyła pionierska wyprawa handlowa. Na afrykański rynek zbytu wysłano wizytówkę polskiego przemysłu: żelazo, gwoździe, kilkadziesiąt beczek cementu, tkaniny bawełniane, kołdry, chustki na głowę, bieliznę męską, kilka ton soli, mydło, cukier, konserwy oraz 500 emaliowanych nocników (P. Jaworski, 2009). Na pokładzie wyruszyło także ośmiu plantatorów. Akcja osadnicza nie trwała jednak zbyt długo. Liga Narodów odkryła kolonizatorskie zapędy Polski i w 1936 r. Liberia wycofała się z umowy, a polscy plantatorzy oskarżeni zostali o przemyt broni. Z perspektywy czasu kolonialne mrzonki II RP obrazują rodzimy resentyment okresu międzywojnia, w trakcie którego „nie umieliśmy realnie ocenić swego położenia, tak jak nie umieliśmy odróżnić śmiałych planów politycznych od politycznego szaleństwa” (G. Borkowska, 2007). 

W duchu współczesnej refleksji postkolonialnej Łukasz Dziedzic tropi moralne luki kontaktów polsko-afrykańskich. Na warsztat malarski bierze archiwalne ślady i wizualne stereotypy przedstawiania kolonialnego interioru. Niepokojący zestaw obrazów prezentuje potencjał zagłady, która mimo gorliwości Ligi Morskiej i Kolonialnej, odbyła się bez udziału II Rzeczypospolitej. Jednak w strukturę każdego projektu kolonialnego wpisany był rasizm i biała supremacja, które wymagają uważnej analizy. Dziś inaczej ocenimy „blackface” w wykonaniu polskiego żołnierza, prezentującego umundurowanie dla wojsk kolonialnych podczas defilady Ligi Morskiej i Kolonialnej w Toruniu (1939). Rewizji wymagają również takie postaci jak Stefan Szolc-Rogoziński i jego ekspedycje do Kamerunu, a także Bronisław Malinowski, którego antropologiczna spuścizna okazała się nieobiektywna i naznaczona dyskryminacją. Wystawa, uzupełniona o materiały archiwalne, wpisuje się w dynamiczny proces dekolonizacji, dotyczący nie tylko języka, kolekcji muzealnych, literatury, nauki i historii, ale też świadomości społecznej. Druga perspektywa, mniej teoretyczna i bardziej uniwersalna, opiera się na obserwacji globalnych tendencji nasilania się postaw rasistowskich i ksenofobicznych. Szkodliwe uprzedzenia i mity powracają ze śmietnika historii, aktualizując aparat kolonialny, który uprzedmiotawia lub animizuje wybrane grupy. Współczesne formy represji są jednak dużo bardziej subtelne, psychologicznie wyrafinowane i zwykle niejawne. Określić je można mianem nanorasizmu, „który stał się kulturą i powietrzem, w swojej banalności i zdolności przenikania przez wszystkie pory i żyły społecznego organizmu, w czasach powszechnego ogłupienia, mechanicznego odmóżdżenia i otumanienia mas” (A. Mbembe, 2018). „Ad maiorem Poloniae gloriam" to wake up call dla białej części populacji – jesteśmy i zawsze byliśmy uprzywilejowani, a rasizm to nasza odpowiedzialność.

 

Łukasz Dziedzic (ur. 1977) – artysta audiowizualny, muzyk, malarz, projektant i kurator sztuki. Tworzy filmy wideo, instalacje, projekty muzyczne, jest kuratorem wielu wystaw. Wspólnie z Joanną Rzepką-Dziedzic prowadzi katowicką Galerię Szarą. Po latach, wraca do zarzuconego medium malarstwa, odnajdując w tej tradycyjnej technice możliwość przepracowywania drażniących i niewygodnych tematów. 

www.lukasz-dziedzic.com

  • Wystawa
wróć do: Wystawy / 2021