W Polsce niepełnosprawność nie jest tym, czym się wydaje - zupełnie jak sowy w Twin Peaks. Podobnie na wystawie Joanny Pawlik w bytomskiej Kronice, zainspirowany serialem Lyncha Czerwony Pokój nie znajduje się w Czarnej Chacie.
Pojawia się w nim za to czarny makaron - fragment spektaklu “Zastanawiam się…” Joanny Pawlik. Spektaklu, zbudowanego z piosenek stworzonych i wykonanych przez osoby z niepełnosprawnościami, w którym artystka po raz kolejny oddaje głos jednej z najmniej słyszalnych grup wykluczonych. Narracja wystawy bazuje na poszczególnych jego fragmentach.
Tytułowy „Czarny makaron”, serwowany jako przystawka, znajduje się w centralnym punkcie lynchowskiego pokoju – czarnym okręgu, niczym w odbycie, z którego został „zrodzony” we śnie wykonawcy Edka Gila-Deskura. Na podstawie onirycznego przeżycia powstał improwizowany tekst, w dojmujący sposób opisujący poczucie ekonomicznej zbędności i przytłoczenie brakiem pracy. Rozwiązaniem okazuje się abiektalne wydalanie makaronu, dzięki któremu, niczym dzięki własnemu biznesowi w marzeniach z czasów transformacji, błyskawicznie można sięgnąć po wszelkie dobrodziejstwa kapitalizmu. Oczywistym kontekstem jest dramatyczna – głodowa wręcz – sytuacja finansowa osób z niepełnosprawnością w Polsce. Brak systemowego wsparcia to kolejny obszar nieudolnej polityki państwa, który maskowany jest fikcyjną narracją o dobrej zmianie i ekonomicznym eldorado. Wyśniony ekonomiczny sukces, niemożliwy do osiągnięcia przez większość, nie tylko niepełnosprawnych Polaków, Edkowi nie daje jedynie finansowego komfortu. Oznacza o wiele więcej: rodzinne bezpieczeństwo, koniec odtrącenia. Wizja, w której wydalany z organizmu „produkt” rozwiązuje problemy wywołane niesprawnością ciała, odwraca rzeczywistość i prowadzi do oczyszczenia. Poczucie własnej abiektalności okazuje się gestem emancypacji.
Abiekt może stać się swoistym znakiem obecności. W duchu działań partycypacyjnych, Joanna Pawlik buduje przede wszystkim płaszczyznę dla ekspresji współpracujących z nią osób. Zaprasza uczestników do wspólnego stołu, przy którym każdy z gości ma równe prawa. Autorka jednocześnie wycofuje się na dalszy plan, oddając pierwszeństwo współtwórcom. Na wystawie pojawia się bezpośrednio tylko raz, prezentując rzeźbę mającą być odwzorowaniem amputowanej nogi, którą straciła, gdy była 10-latką.
Zamknięta w gablocie dziecięca noga staje się autorskim podpisem i clou wystawy, daniem głównym. Byciem poprzez utratę. Byciem ciałem, „które nie może do końca”, ale też ciałem trwającym w wiecznym nienasyceniu. Zupełnie jak w pełnym gniewu „Wołaniu o związek” Wiktora Okroja, w którym wykonawca wprost przyznaje się do niemożności emocjonalnego i seksualnego spełnienia. Przez uwięzienie w niezmiennie odtrącanym ciele, jedyny zwrot, na jaki może liczyć, to „wypierdalaj”. To niepełnosprawne ciało w polskiej rzeczywistości, nie radzącej sobie z jakąkolwiek seksualnością, tym bardziej pozbawione jest seksualnego kontekstu, obdarte z dorosłości i naturalnej potrzeby namiętności. Bezustannie ubierane jest za to w naiwną dziecięcość, aby usunąć problem z pola widzenia. Problem jednak nie znika. Rodzi olbrzymią frustrację, której ciało nie pozwala w pełni wyrazić. Słowa Wiktora są początkowo prawie zupełnie niezrozumiałe. Ich odczytanie wymaga wysiłku. Jednak nieporównywalnie mniejszego, niż ich wyartykułowanie przez autora.
Podobnego zmierzenia się z trudnością można również doświadczyć przy „Maratonie” - prezentowanym w sąsiedniej sali utwórze Klaudii Kwiecień. Nagraniu, początkowo z melorecytowanym, a następnie wykrzykiwanym tekstem o wysiłku potrzebnym do wykonania banalnej czynności, towarzyszy działająca sportowa bieżnia. Tym razem to ciało widza zostaje zaangażowane, zaproszone do próby „utożsamienia się”, wytrącenia z własnego komfortu – spocenia, zadyszki, zawrotu głowy, suchości w ustach. To, co niecodzienne w doświadczeniu galeryjnym, symuluje codzienność ciała, poddanego nieustannej próbie walki o sprawność. Rzeczywistość wykonawczyni to bieg z przeszkodami: architektonicznymi, kulturowymi, społecznymi, a także, znów jak w „Czarnym Makaronie” Deskura, rodzinnymi.
Problemy te pozostają najczęściej zamknięte w zaciszach czterech ścian, do których Joanna Pawlik przenosi nas w cyklu lightboxów. Francuskie grafiki wyestetyzowanych wnętrz z lat 60. kontrastują z tekstami zapisanymi niby dziecięcą ręką. Lata 60. w zachodnich narracjach to idylla doskonałych rodzin, klarownych podziałów płciowych i społecznych. W rzeczywistość tę Pawlik wprowadza pełne przemocy teksty, słyszane przez niepełnosprawną córkę od swojej matki. Jedno z silniejszych i wciąż nie przełamanych tabu kulturowych, to tabu matki odtrącającej własne dziecko. Dlatego też uniwersalna w wielu baśniach figura macochy-antagonistki jest nie tyle złą żoną, co wyrodną matką. Po prostu łatwiej przyjąć krzywdę zadawaną przez niespokrewnioną rękę. Kiedy jednak baśniowe odrzucenie przez macochę-matkę spowodowane jest zazdrością i symbolizuje ujętą w psychoanalizie emancypację Ja, w lightboxach Joanny Pawlik dziecko odrzucane jest po prostu z powodu swej „wadliwości”, a matka okazuje się pożeraczką odbierają podmiotowość i wieczną odtrącającą.
Makaron okazuje się nie mieć końca, nie zostawia miejsca na deser. Tak jak końca nie ma to, co polityczne: ciało, macierzyństwo, niepełnosprawność, jedzenie, a zwłaszcza łaknienie. „Czarny Makaron” jest przede wszystkim historią o głodzie, który kaleczy i kastruje z możliwości. To wreszcie głód poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, czułości. To świadomość opuszczenia przez matkę. Albo matczyznę (jeżeli sfeminizujemy słowo ojczyzna). To w niej osoby z niepełnosprawnościami, jak każdy, kto odbiega od coraz radykalniej wykluczającej normy, wrzucani są do jednego worka o nazwie “inność” - pozbawiającego imion, twarzy i prywatnych opowieści. Joanna Pawlik umożliwia im snucie własnych historii, które demistyfikują fiasko bezrefleksyjnie hołubionego systemu o coraz prostszym i skomponowanym z marnych produktów menu.
Kamil Kuitkowski
- Publikacja
- Tekst
- luty 2020
- autor: Kamil Kuitkowski
- tekst towarzyszący wystawie Joanny Pawlik Czarny makaron